wtorek, 13 stycznia 2015

6. "Dziękuję"

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


Poniedziałek. 8 września

Ze snu w drastyczny sposób obudził mnie mój kochany budzik, gdyby nie to że jest nim mój telefon, już dawno wylądował by on na drugim końcu pokoju.
Jak flegmatyczka zebrałam się z łóżka, podeszłam do szafy i przez 10 minut gapiłam się w jeden punkt przed sobą. Nie najlepiej kontaktuje rano.
Przetarłam oczy dłońmi i wyciągnęłam z szafy moje ulubione czarne jeansy, czarną koszulkę z białą czaszką i na dopełnienie mojego stroju, przeszukawszy wszystkie półki, wyjęłam biały, puchowy, sweter do kolan. Nie ma on zamka, więc mam nadzieję, że nie ugotuję się dzisiaj w szkole.
Zamknęłam szafę i już trochę żywszym krokiem ruszyłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to oblałam sobie twarz zimną wodą. Najlepszy sposób na całkowite obudzenie się.
Skończyłam już moją poranną toaletkę, do której postanowiłam dzisiaj dodać lekki makijaż. Zwykle maluję tylko same rzęsy, co i tak rzadko się zdarza, ale teraz czas na zmiany. Dorobiłam jeszcze cienkie kreski eyelinerem i pomalowałam usta czerwonym błyszczykiem.

Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, gdy przekroczyłam próg kuchni był pyszny zapach.
- Zrobiłaś naleśniki! Mamo, kocham cię!
- Z nuttelą i cynamonem. - Mama zaśmiała się i postawiła talerz przed jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej.
W prędkości światła usiadłam na miejscy i wzięłam do ręki ciepły placek.
- Hope podwieźć cie do szkoły? - Zapytał tata, który właśnie wszedł do kuchni.
- Nie dzięki. Roxi po mnie przyjedzie.
Spojrzałam na zegarek, który wisiał na jednej ze ścian i prawie udusiłam się kawałkiem naleśnika, kiedy zdałam sobie sprawę, która jest godzina. Wybiegłam z kuchni, wpadłam do pokoju, zebrałam do torby (tak zamieniłam mój ukochany plecak na nową torbę) telefon i portfel, ubrałam moje czarne botki ze złotymi klamrami na grubym obcasie i wyszłam z domu, w tym samym momencie, kiedy Roxi podjechała pod mój dom.
Idealnie.

Przez całą drogę do szkoły Roxi rzucała mi podejrzana spojrzenia, a gdy podjechałyśmy na szkolny parking nie wytrzymałam.
- Masz twarz ubrudzoną czekoladą czy co?
Ta tylko na mnie popatrzyła i parsknęła śmiechem. Otwarłam szufladę z lusterkiem i przejrzałam się w nim bardzo dokładnie.
- Twoja twarz jest w porządku, może nawet bardziej niż w porządku. - Stwierdziła Roxi. - Masz makijaż i nie ubrałaś żadnej ze swoich workowatych bluz. Czyżby pan francuzik doszedł do pierwszej bazy w weekend?
Posłałam jej moje najbardziej gniewne spojrzenie i wysiadłam z auta. Nie odeszłam daleko, gdy usłyszałam Roxi śpiewającą jakąś denną pioseneczkę.
- Nicholas i Hope zakochana para, siedzą na komi... - Szybko podeszłam do niej i zakryłam jej usta ręką.
- Cicho bądź. Do niczego między nami nie doszło. Postanowiłam tylko zmienić parę rzeczy w moim życiu i już.
Wzruszyłam teatralnie ramionami i uśmiechnęłam się uroczo. Roxi chyba się poddała, bo wzięła mnie pod ramię i razem ruszyłyśmy do szkoły. Oczywiście nie wspomniałam jej nic na temat naszego małego przytulania się u mnie w ogrodzie, ale to może kiedyś.

Lekcje jak lekcje nic ciekawego się nie działo, no może prócz tego, że na historii jakiś chłopak stwierdził, że Hitler był najlepszym przywódcą na świecie i cała klasa zaczęła się kłócić i wyzywać. Taka norma.

Roxi odwiozła mnie do domu i już chciałam wysiąść, ale jeszcze na chwilę zwróciłam się do niej.
- Śpieszysz się do domu?
- Nie, a co?
- To wysiadaj.
Na początku nie była przekonana co zamierzam, ale wyłączyła silnik i wysiadła. Ja zdążyłam dojść już do drzwi i przywołałam ją gestem dłoni.
- Tylko się nie wystrasz. - Powiedziałam i otworzyłam drzwi wejściowe.
Nie minęło nawet dziesięć sekund, a Abu dobiegł do drzwi i zaczął skakać po mnie i po Roxi. Byłam pewna, że pierwsza jej reakcja to będzie chęć ucieczki od tego kolosa, ale ona tylko usiadła na kolanach i zaczęła głaskać Abu za uchem.
Gdy już uwolniłyśmy się od mojego psa i ściągnęłyśmy buty, zaprowadziłam Roxi do mojego pokoju. Oczywiście droga ta zajęła nam jakieś 15 minut, ponieważ moja towarzyszka musiała przystanąć przy każdym zdjęciu zawieszonym na ścianie i podziwiać jak to ujęła „słodką, maleńką Hope”.

- Wow – To były pierwsze słowa Roxi, kiedy przekroczyła próg mojego kącika. - Twój pokój jest wielkości mojego salonu.
Zarumieniłam się trochę na myśl, że nawet duża łazienka jest większa od mojego pokoju. O tym na razie lepiej jej nie wspominać.
Roxi położyła swój plecak obok mojego biurka i z dramatyzmem położyła się na łóżko.
- Jedna uwaga, na pewno umrzecie. - Zacytowała jeden z cytatów na suficie – Uum, uroczo.
Zaśmiałam się i położyłam od drugiej strony, tak że nasze głowy były na tej samej wysokości, ale nogi zwisały po przeciwnych stronach. I w takiej pozycji spędziłyśmy kolejne pół godziny na rozmawianiu o wszystkim co przyszło nam na myśl.
Leżałybyśmy pewnie tak jeszcze dużo dłużej, ale ktoś wszedł do domu i Roxi stwierdziła, że chce poznać moich rodziców.
Bardzo małe było nasze zdziwienie kiedy przy drzwiach nie spotkałyśmy moich rodziców, tylko Nicholasa, naprawdę bardzo małe. A fakt, że był on w samej bokserce nie polepszał sytuacji.
Kiedy nas zauważył, już otwierał usta, żeby się pewnie przywitać, ale zatrzymał wzrok na mnie i spoczął bez ruchu. Uniosłam zdziwiona brwi i Nicholas lekko się otrząsnąwszy, drugi raz podszedł do próby powiedzenia czegoś.
- Ty jesteś ładnie ubrana? Coś nie tak?
- Czy tak ciężko uwierzyć w to, że mam w szafie inne ubrania niż same bluzy? - Rzuciłam wkurzona. A kiedy oboje przytaknęli załamałam ręce i westchnęłam.

- No już spokojnie.- Powiedział słodko Nicholas. - Chodź coś ci pokażę.
Uśmiechnął się chytrze i wystawił do mnie dłoń, ale ja zamiast ją przyjąć powiedziałam tylko „prowadź”.
Chłopak opuścił rękę i przeszedł obok mnie prowadząc w głąb domu. Roxi rzuciła mi spojrzenie typy „o co chodzi”, a ja tylko wzruszyłam ramionami i biorąc ją za rękę, pociągnęłam za Nicholasem.
Nicholas zatrzymał się przy drzwiach sali muzycznej i kazał nam zamknąć oczy. Gdy już zrobiłyśmy o co prosił usłyszałam skrzypienie zawiasów i poczułam dłoń chłopaka na moich plecach. Popchnął mnie lekko w stronę otwartych drzwi i po chwili byłam już na środku pomieszczenia.
- Możecie otworzyć.
Delikatnie rozchyliłam powieki i oniemiałam z zachwytu. Obróciłam się wokół własnej osi, żeby dokładniej widzieć cuda jakich można dokonać za pomocą pędzla i farby.
Ściany były pomalowane tak jak zaproponowałam, dwie na granatowo i dwie na szaro, ale do tego jeszcze na każdej były nuty, pięciolinie i fragmenty moich ukochanych piosenek. Całość wyglądała wspaniale ,wszystko do siebie pasowało, nie było tego za dużo ani za mało. A główny artysta tego dzieła stał kilka kroków za mną.
Odwróciłam się do niego i pokonawszy te kilka kroków, które nas dzieliły zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do jego piersi. Był dobre 10 centymetrów ode mnie wyższy i czułam się taka malutka w jego ramionach, ale równocześnie idealnie do niego pasując.
- Ooooo! Jesteście uroczy.
Poczułam lekkie drganie w jego piersi, kiedy zaśmiał się na słowa Roxi. Trochę rozluźniłam uścisk, żeby móc na niego spojrzeć i wyszeptałam bezgłośnie „dziękuję”. Nicholas uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czoło. Jedną rękę zdjęłam z jego szyi i wystawiłam ją do Roxi, ona podeszła do naszej dwójki i nas objęła.

Wtedy poczułam, że moje życie całkowicie wraca do normalności.

czwartek, 27 listopada 2014

5. "My happy, little pill"

Piątek 5 września


- Hope! Chodź do nas. - Usłyszałam krzyki mojej mamy, więc zamknęłam książkę i poszłam do sali muzycznej.
Mama, tata i Nicholas stali na środku wielkiego pokoju i dyskutowali o czymś z ożywieniem. Odchrząknęłam lekko, ale na tyle głośno, żeby ogłosić im, że już przyszłam.

- Oo. No to teraz kochanie powiedz nam jaki wolisz kolor ścian. Szary czy granatowy?

Rozejrzałam się dookoła i próbowałam wyobrazić sobie jak by wyglądały obydwie propozycje. Granatowy nadałby bardziej ponury nastrój temu wnętrzu, za to szary mógłby być trochę za nijaki. Więc...
- Na pół. - Odpowiedziałam po chwili namysłu, ale gdy zauważyłam zdziwione spojrzenia moich towarzyszy, dodałam. - Chodzi mi o to, że dwie ściany będą na granatowo, a dwie na szaro. Dzięki temu nie trzeba się tyle zastanawiać nad tym, który kolor wybrać, a pokój będzie miał bardziej różnorodny wystrój.

Rodzice od razu zgodzili się na mój pomysł, a Nicholas tylko stał i po prostu patrzył na mnie. Nie wiem czy z podziwem, czy z odrazą, bo jeszcze nie do końca potrafię go rozszyfrować.

Uznałam, że to już wszystko, więc mogę wrócić do pokoju. Gdy byłam przy wyjściu z sali muzycznej usłyszałam jeszcze głos taty, który mówił, że teraz jadą po farbę i jak wrócą to zrobimy grilla w ogrodzie. Pokiwałam w odpowiedzi, głową i wyszłam uszczęśliwiona z powodu tego, że mogę już wrócić do przerwanego czytania jednej z najlepszych książek.

Jakąś godzinę później w czwórkę siedzieliśmy przy stole postawionym na środku ogrodu i wygrzewaliśmy się w ostatnich letnich promieniach słońca.
A czwartą osobą niestety nie jest Abu, chociaż on też gdzieś tam biegał po krzakach. Rodzice stwierdzili, że skoro Nicholas tak nam pomagał w remoncie to powinien zostań na kolacje.

Próbowałam nie zwracać na niego zbytnio uwagi, udawało mi się to przez cały tydzień w szkole, więc nie powinno być mi trudno.
Wszyscy kilka razy próbowali wciągnąć mnie do rozmowy, ale zawsze kończyło się na tym, że powiedziałam jedno słowo. Więc sobie odpuścili.

Znudzona już siedzeniem z nimi i wysłuchiwaniu ich poglądów na temat homoseksualistów, afroamerykanów i innych tego typu rzeczy (tak, moi rodzice nie mają normalnych tematów na rozmowy) odeszłam od stołu i poszłam na małą polankę na skraju ogrodu z każdej strony ogrodzoną drzewami, tylko z małą luką, żeby móc tam wejść.

Znalazłam ją pierwszego dnia przeprowadzki, potrzebowałam jakiegoś ciche miejsca, żeby zebrać myśli i tak trafiłam tutaj.

Nie ma tu za wiele miejsca, ale jedno z drzew ma na tyle wysokie gałęzie, że ze sznurka i deski zrobiłam huśtawkę. W końcu musiałam na czymś siedzieć, a ławka się tu nie zmieściła.

Gdy już zajęłam miejsce na zimnym drewnie, wyciągnęłam telefon i słuchawki z kieszenie, które od dość długiego czasu zawsze noszę przy sobie.

Piosenka Down Jasona Walkera popłynęła ze słuchawek prosto do moich uszu, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Lekko bujałam się na huśtawce, wiatr rozwiewał mi włosy, a ja byłam w błogim stanie nieważkości, mój mózg nareszcie przestał pracować na pełnych obrotach. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwilę odprężenia.

Nie wiem jak długo siedziałam tak odgrodzona od całego świata, ale gdy otworzyłam oczy, natrafiły one na coś pięknego z niebieskim połyskiem.
- Błękitne jak niebo. - Powiedziałam szeptem. - Twoje oczy. Są piękne.

Nicholas siedział na ziemi przede mną, wysunął prawą rękę w moim kierunku i poczułam jak jego palce zaciskają się na moim biodrze. Zaczęłam zsuwać się z huśtawki i zanim zdążyłam zareagować już leżałam na nim, a nasze twarze dzieliły centymetry.
- A teraz coś równie niebieskiego. - Wyszeptał i przesunął mnie na bok, tak że teraz leżeliśmy obok siebie.

Wypuściłam powietrze z płuc, które wstrzymywałam odkąd dotknął mojego ciała. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

Przez kilka minut wpatrywaliśmy się w niebo, a ciszę między nami zagłuszała tylko muzyka z moich słuchawek. Nicholas podniósł dłoń, wyjął mi jedną z nich i włożył sobie do ucha.
- Straszne smutasy. - Stwierdził. - Daj telefon to włączymy coś lepszego.

Popatrzyłam na niego zdziwiona i lekko urażona, ale z czystej ciekawości podałam mu
urządzenie. Poklikał kilka razy i moja piosenka dobiegła końca, a kilka kliknięć później w słuchawce rozbrzmiała dziwna melodia i śpiew jakiegoś chłopaka.

In the crowd, alone.
Every second passing,
reminds me I'm not home.
Bright lights, city sounds
ringing like a drone.
Unknown, unknown.


Pierwsza zwrotka wcale nie była taka zła, druga tak samo, można by nawet powiedzieć, że całkiem całkiem jest ta piosenka. Ale myślałam tak tylko do początku refrenu. Gdy usłyszałam jego pierwsze słowa moje zdanie uległo lekkiej zmianie.


My happy little pill,
take me away,
dry my eyes,
bring colour to my skies,
my sweet little pill,
tame my hunger,
light within,
numb my skin.



Zdawszy sobie sprawę z tego, że chłopak śpiewa „moja szczęśliwa,mała pigułko”, i usłyszawszy obok Nicholasa śpiewającego razem z piosenkarzem, parsknęłam śmiechem. A gdy mój towarzysz gapienia się w niebo rzucił mi pełne nienawiści spojrzenie, które wyglądało bardziej jak szczeniak, który coś przeskrobał, mój poziom śmiechu osiągnął maksimum.

- Naprawdę tego słuchasz ? - Zapytał już trochę opanowawszy mój śmiech.

- Tak. - Odparł stanowczo Nicholas – Mam tego więcej. - I już zaczął wyszukiwać coś w moim telefonie.

Rzuciłam się na niego z zamiarem wyrwania mu telefonu, ale on był szybszy i zrobił unik tak, że teraz na skos leżałam na nim. A on zamiast się odsunąć to usiadł, oparł się łokciami o mój tyłek i uradowany bawił się na telefonie. Zwróciłam głowę w jego stronę i pokazałam mu język, na co Nicholas się tylko jeszcze szerzej uśmiechnął i klepnął mnie tam gdzie przed chwilą opierał łokcie.

- No to teraz nie żyjesz.

Podniosłam się szybko na kolana, wytrącając przy okazji mój telefon Nicholasowi. Wykorzystałam to, że chłopak był oszołomiony moim nagłym ruchem, powaliłam go na ziemię, usiadłam mu na brzuchu i przytrzymałam mu ręce za głową.

- O nie, tylko nie rób mi krzywdy. Proszę bądź dla mnie łaskawa. - Powiedział to tak melodramatycznym tonem, że nawet pomimo prób opanowania się, wybuchłam śmiechem i opuściłam głowę na jego ramię.

- Daję ci ułaskawienie. - Szepnęłam mu do ucha i się do niego przytuliłam. On wolnymi już rękami objął mnie w talii.

Leżeliśmy tak na ziemi wtuleni w siebie, a ja pierwszy raz od wypadku poczułam, że może mój świat choć trochę wróci na normalne tory.



*****************************************************************************
Cześć wszystkim!
I tak o to kolejny rozdział Hope, mam nadzieję, że nie zepsułam czegoś. 
Swoje zdanie o rozdziale możecie pisać na dole w komentarzach, będzie mi z tego powodu niezmiernie miło.
A tą piękną piosenkę którą włączył Nicholas znam od mojej kochanej przyjaciółki, dlatego chcę jej podziękować za to. 

wtorek, 28 października 2014

4. "Kocham Cię Siostrzyczko."

Nagle otworzyłam oczy i wciągnęłam powietrze przez usta z głośnym świstem. Jedyne co widziałam to jedna, wielka jasna plama nad moją głową, ale nawet nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Od czasu wypadku mam ten sam beznadziejny sen i dalej męczy mnie tylko jedno pytanie. Na które niestety, ale nikt nie potrafi mi odpowiedzieć.

Gdy moje oczy przyzwyczaiły się już do światła, a w głowie przestały mi walić armaty, rozpoczęłam poszukiwania mojego telefonu. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że jest on w plecaku. A ostatni raz plecak miałam na sobie gdy Abu rzucił się na mnie przy drzwiach.

Czas na wędrówkę ludu do holu.
Lubie mój dom i w ogóle, ale czasami mnie on przeraża. Moim skromnym zdaniem jest on cholernie za wielki jak na 3 osoby, no i oczywiście psa Nadawał by się na kręcenie horroru, dziewczyna siedzi sama w domu, gdy słyszy jakieś dźwięki dobiegające z innego pokoju chce iść to sprawdzić i...

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. - Pisnęłam ponieważ coś dotknęło mojego ramienia, ale gdy odwróciłam się z myślą, że stoi za mną jakiś bezgłowy zombie, zobaczyłam moją mamą.

Wybuchłam niepohamowanym śmiechem z własnej głupoty, który po chwili udzielił się również mojej mamie. A to z kolei ściągnęło uwagę Abu, który zaczął biegać wkoło nas szczekając i wyjąc. Czasami zastanawiam się nad tym czy pies może mieć ADHD, bo jeśli tak to Abu jest na to idealnym przykładem.

- Jak dobrze widzieć cię w takim humorze, skarbie. – Powiedziała mama, gdy już się uspokoiliśmy, czytaj, gdy Abu przestał tarzać się po ziemi.

Uśmiechnęłam się tylko do niej i poszłam po plecak. Chciałabym być dla rodziców wsparciem i nareszcie zacząć się zachowywać jak normalna 17-latka, ale niestety przeszłość nie chce mi na to pozwolić. Zdarzają się takie chwile jak teraz, że jestem szczęśliwa, ale nie trwają one długo. Ponieważ, widzę wtedy uśmiechniętą Sophie, a zaraz potem jej bladą twarz, zamknięte oczy i sine usta, przez które nie wyjdzie już żadne słowo.

Potrząsnęłam głową w nadziei, że obraz mojej siostry zniknie, ale on dalej się utrzymywał. Biegiem pokonałam cały korytarz i wbiegłam do swojego pokoju. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam zeszyt z pierwszej szuflady.
Przez kilka sekund wpatrywałam się w tak dobrze znaną mi okładkę. Samotne drzewo bez liści, wyrastające z wody.
Usiadłam na fotelu w koncie pokoju i otworzyłam zeszyt w miejscu zaznaczonym długopisem. Myślałam o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło i zaczęłam pisać kolejny tekst, który nigdy nie ujrzy światła dziennego. Niektórzy ludzie prowadzą pamiętnik, a ja również się do nich zaliczam. Tylko, że ja nie piszę jakiś banalnych tekstów o tym co ciekawego dzisiaj robiłam.

Ja piszę wiersze. A raczej próbuję. Ale najczęściej piszę tekstu do których układam później melodię. Kocham grać na pianinie i kocham pisać, a połączenie tych dwóch rzeczy to pierwszy krok do nieba.

Ale nie mogłam się skupić. Zwykle gdy było mi ciężko, to było moje drugie ukojenie, ale nawet dzisiaj nie pomagało. Wściekła rzuciłam zeszyt na ziemię, a on zamiast się zamknąć, otworzył się na jakieś stronie w połowie. Nie chciałam sprawdzać co na niej pisze, ale ciekawość wygrała. Przyklękłam przy nim i wystarczyło jedno zdanie, żeby moje samopoczucie z smutnego, zmieniło się w zrozpaczone.

Kocham Cię siostrzyczko.
Sophie”

Dotknęłam palcami napisu, a obok mojej ręki pojawiła się mała, mokra kropka. Drugą dłonią wytarłam oczy, żeby nie zalać całego zeszytu, ale to i tak za wiele nie dało. Klęczałam tak wpatrzona w tą stronę, że nie usłyszałam kiedy coś usiadło obok mnie.

Spojrzałam na Abu, który trącił nosem moje ramię, po czym wcisnął się pod nie tak, że teraz leżał w połowie na moich nogach. Przytuliłam się z całej siły do niego i płakałam w jego miękkie futro.

Nowofundlandy same w sobie są dużymi psami, ale Abu to już zupełny kolos. Przynajmniej dobrze się go obejmuje, ale najgorzej jest gdy wchodzi ci w nocy do łóżka, zajmuje ponad połowe twojego miejsca, a czasami możesz obudzić się na ziemi.

Gdy już moje oczy wyschły całkowicie, podniosłam się i pogłaskałam Abu po głowę. Ten odwrócił pysk w moją stronę, i tym swoim wielkim językiem pojechał mi po całej twarzy. Zaczęłam się śmieć i zrzuciłam go z swoich nóg, w związku z czym usłyszałam przeciągły jęk. Pozbierałam się z podłogi i poszłam do łazienki.
Przecież jutro znowu powrót do piekła, zwanego szkołą.

***
- A i radzę ci uważać na woźnego, podobno siedział w więzieniu, za pobicie jakiegoś dzieciaka. - Siedziałam razem z Roxi w szkolnej stołówce, a jej ani na chwilę nie zamykały się usta. - Fuuu. Co one dały do tej sałatki.
Nie żeby mi to przeszkadzało, przynajmniej ja nie musiałam dużo mówić.
- A widziałaś ten nowy film z Angeliną Jolie …

Starałam się ją słuchać, ale przypomniały mi się wczorajsze słowa Nicholasa.
Może i nasza szkoła jest ogromna, ale jeśli pojawia się ktoś nowy, ta wieść szybko się rozchodzi”
Cały czas miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, zaczynam popadać w obsesje.
Ukradkiem zerkałam na ludzi siedzących przy stolikach. Często w książkach w takich sytuacjach jest podział ludzi na różne grupy, ale tutaj albo tego nie ma, albo po prostu nie rzuca to się tak w oczy. Jedyne co dało się odróżnić to stolik przy których siedzieli przystojni i wysportowani chłopcy w czarno-czerwonych bejsbolówkach, szkolna drużyna.
A wśród nich nie kto inny jak Nicholas, który patrzył w jakiś punkt obok mnie.

Nie poprawka patrzył prosto na mnie, a gdy tylko spostrzegł mój wzrok, uniósł lekko dłoń i mi pomachał.
Tak, Nicholas Molier mi pomachał.

Żeby ukryć moje zakłopotanie udałam, że bardzo zaciekawiło mnie moje drugie śniadanie. Jakaś zielona sałata, rzodkiewka i kawałki kurczaka. Brzmi całkiem apetycznie, ale wygląd tego mówi sam za siebie. Odsunęłam od siebie tace w nadziei, że to pomoże powstrzymać odruch wymiotny. Lekcja na przyszłość, przynosić własne jedzenie. Nie kupować tego w szkole.

Gdy znowu popatrzyłam w to miejsce, gdzie przed chwilą był Nicholas, z radością stwierdziłam, że go tam nie ma. Już chciałam odetchnąć z ulgą, gdy...

- Witaj Hope. - … usłyszałam jego głos obok siebie.
Teraz stał jakieś pół metra ode mnie i uśmiechał się do mnie tym jego „uroczym” sposobem.
Głęboko zaczerpnęłam powietrze i próbowałam uspokoić bicie serca.

- Cześć. - Powiedziałam starając się ukryć mój drżący głos. - Przepraszam, ale mamy teraz lekcję i musimy już iść.

Wykonałam delikatny gest głową, w stronę drzwi, a Roxi od razu zrozumiała o co mi chodzi. Stałyśmy prawie równocześnie i wzięłyśmy swoje plecaki w jedną rękę, w w drugą tace z tym okropnym jedzeniem.

- Tak musimy już iść.

Minęłam Nicholasa bez słowa, nie chciałam nawet patrzeć mu w oczy i wyszłam ze stołówki, odkładając wcześniej tacę na wyznaczone miejsce.
Gdy już znalazłam się wystarczająco daleko od niego mój oddech trochę się uspokoił.

- Dobra, a teraz takie małe pytanko. Co to do cholery było?!

Roxi stała naprzeciwko mnie wyraźnie niezadowolona z sytuacji, w której miała okazję poznać Nicholasa, ale dzięki mnie jej się to nie udało.
To teraz od czego zacząć.

Powiedziałam jej skróconą wersję mojego życia w ciągu ostatniego roku łącznie z tym co wydarzyło się wczoraj w moim domu. Z małym pominięciem Sophie. 



- Czyli, że najprzystojniejszy chłopak w całej szkole, pracuje u ciebie. - Zapytała po chwili Roxi. - Ale boskoo!




******************************************************************************
Witam, witam, witam.
O to kolejny rozdział "Hope" Zapraszam do czytania.

środa, 15 października 2014

3. "Kochać to niszczyć."

- Kim ty jesteś. I co robisz w moim domu?! - Krzyknęłam i chciałam wstać z krzesła, ale moja noga zahaczyła o nie i bez żadnej gracji wylądowałam na podłodze. Mój tajemniczy gość już ruszał, żeby mi pomóc, ale zatrzymałam go gestem dłoni i jakoś sama dałam radę wstać z ziemi.

- Powtórzę, bo może nie usłyszałeś. Kim ty jesteś ?!

Chłopak zaśmiał się i potrząsnął lekko głową, ale to wystarczyło, żeby jego loki zasłoniły mu twarz. Poprawił je szybkim machnięciem ręki.

- Nazywam się Nicholas. - Odpowiedział dalej nie przestając się uśmiechać, co mnie już zaczynało drażnić. To jest idealny przykład chłopaka „jestem zajebisty i dobrze o tym wiem”, najchętniej zdarłabym mu ten uśmiech z twarzy.

Chwila... Nicholas? Nicholas Molier!

- Chodzisz do Weston High ? I grałeś dzisiaj na 7 lekcji w piłkę nożną w krótkich, czerwonych spodenkach i czarnej bluzce na ramiączkach ?

- Tak i tak, ale co do drugiego pytania to miło, że pamiętasz jak byłem ubrany.

O kurde...

- Ale.. to nie tak jak myślisz... ja... ja... po prostu – Próbowałam jakoś się wytłumaczyć, ale jak zawsze gdy jestem zdenerwowana to nie potrafię powiedzieć jednego sensownego zdania. - Ja... jestem nowa i widziałam cię jak grałeś.

Zrobienie z siebie idiotki przed, jak się domyślam, najpopularniejszym chłopakiem w szkole. Jest.
- A więc to ty. Nazywasz się Hope, prawda?

- Tak, ale skąd ty to wiesz? - To robi się dziwne.

- Może i nasza szkoła jest ogromna, ale jeśli pojawia się ktoś nowy, ta wieść szybko się rozchodzi. - Odpowiedział to tak naturalnym tonem, jakby nie robiło na nim wrażenia to, że ponad tysiąc osób jednego dnia dowiaduje się o twoim istnieniu.
Dla niego to pewnie norma.
Dla mnie też kiedyś była.

- Okey. Już coś wiem, ale dalej nie mam pojęcia co robisz w moim domu.

Nicholas już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie usłyszałam odgłos otwieranych drzwi i śmiech mojej mamy.

- Hope, jesteś w domu?

- Tak mamo, jestem w sali muzycznej. - Krzyknęłam do mamy, a potem szeptem zwróciłam się do Nicholasa. - No już schowaj się.

Ale on zamiast mnie posłuchać to stał dalej w tym samym miejscu, wyraźnie czymś rozbawiony.

- I z czego się tak cie... O hej mamo. - Moja mama stała oparta o drzwi i uśmiechała się w ten typowy dla niej sposób. Tak, że od razu chcesz jej wierzyć we wszystko, ponieważ ktoś wyglądający tak niewinnie nie może nigdy kłamać.

- Cześć kochanie. - Mama patrzyła ma mnie, ale jej wzrok już wędrował w stronę pewnej inne osoby. - Witaj Nicholas.

Co jest?

- Dzień dobry pani Blake. Miło panią znowu widzieć.

Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale już po chwili moja mama wytłumaczyła mi, że Nicholas zajmuję się remontem sali muzycznej, i że za około tydzień powinna być ona całkowicie skończona.

Dziwnie jest mieć świadomość, że ktoś taki jak on pracuje w twoim domu. Nie pytałam się nawet, dlaczego to robi, bo nie miałam ochoty na dalsze rozmowy. I tak była to chyba moja najdłuższa rozmowa z kimś nie z mojej rodziny od jakiegoś roku.

Wyszłam niepostrzeżenie z sali muzycznej, gdy Nicholas i moja mama byli zajęci omawianiem koloru ścian i odpowiedniego oświetlenia. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz. Lubię mieć to poczucie bezpieczeństwa i prywatności.

Mój pokój nie jest duży, ale nie jest też taki strasznie mały. Oczywiście moja mama, jak to ostatnio ujęła, „dostaje w nim klaustrofobii”. Ona kocha otwarte przestrzenie i dużo miejsca na dodanie jeszcze jakiś dodatków. Jest dekoratorem wnętrz, dlatego cały nasz dom wygląda jak wzięty z jakiegoś angielskiego programu o projektowaniu domów. Wszystko musi wyglądać nienagannie i idealnie pasować.

Rzuciłam się na łóżko, które lekko mnie odepchnęło przez co uniosłam się o kilka centymetrów nad jego powierzchnię. Kocham te sprężyny, masz wtedy uczucie jakbyś latał.
Gdy już przestałam się odbijać, wpatrywałam się w sufit, na którym mam wypisane wszystkie moje ulubione cytaty z książek.

Kochać to niszczyć.
A być kochanym to zostać zniszczonym.”
- Cassandra Clare


Jeden wybór może cię zmienić.
Jeden wybór może cię zniszczyć
Jeden wybór pokaże, kim jesteś...”
- Veronica Roth

Jedna uwaga
na pewno umrzecie.”
-Markus Zusak


Jest ich więcej, ale te trzy lubię najbardziej. Dla mnie czytanie książek jest jak ucieczka od rzeczywistości. Świat przedstawiony przez autorów, zawsze jest taki idealny. Możesz sobie wyobrazić, że jesteś tam, że przeżywać te same uczucia co bohaterzy. Czujesz ich uśmiech, łzy czy rozpacz. Czasami książki kończą się happy end'em i wszyscy żyją długo i szczęśliwie, a czasami koniec wcale nie jest taki cudowny.

I ta druga wersja jest jak prawdziwe życie. W realu nie ma żadnych szczęśliwych zakończeń, zawsze była, jest i będzie śmierć.

Wpatrując się tak w te wszystkie napisy ma suficie, poczułam, że jestem zmęczona, jednak pierwszy dzień szkoły jest męczący. Zanim zdążyłam się ruszyć, moje oczy się zamknęły i czułam jak odpływam.


Patrzę w prawo ciemność, patrzę w lewo ciemność. Przede mną to samo, za mną też. Nic się nie zmieniło, dalej tak jest.
Pi,pi,pi.
Słyszę ich głosy, ale ich nie widzę. Nie wiem nawet skąd dochodzi ten dźwięk. On jest wszędzie.
Pi,pi,pi.
Jest coraz głośniejszy. Coraz bardziej denerwujący. Już nie ma głosów, tylko ten dźwięk.
Rozsadza mi głowę. Teraz jest we mnie.
Pi,pi,pi.
Zatykam uszy, ale to nic nie daję. Jest coraz gorzej. Już dłużej nie wytrzymam.
Pi,pi,pi.
Nagle cisza. Nie ma już dźwięku. Tylko cisza. Zupełna cisza i...
Śmierć.


*************************************************************************
Witam! 
Już 3 rozdział. Chciałabym podziękować wszystkim osobą, które czytają mojego bloga i pogratulować wam za to, że przy wcześniejszym rozdziale jest już 6 komentarzy. 
Dziękuję :)

piątek, 3 października 2014

2. "How it Ends"


Przekręciła kluczyk w zamku i usłyszałam typowy dla tej czynności strzał. Powoli otworzyłam drzwi, żeby nie wydały żadnego dźwięku, ale to i tak nic nie dało, bo nawet nie zdążyłam wejść do środka, a coś wielkiego i kudłatego rzuciło się prosto na mnie.

Jestem do tego już tak przyzwyczajona, że nauczyłam się siadać na podłodze w prędkości światła , bez obolałego później tyłka. Siedząc byłam mniej więcej na poziomie brody mojego psa i dzięki temu zostałam obdarzona kropelkami śliny na mojej twarzy i koszulce.

Podrapałam go za uchem, pozbierałam się z podłogi i ruszyłam w stronę kuchni z Abu przy nodze. Kuchnia była chyba jedynym miejscem w naszym domu, w którym były jakiekolwiek ślady obecności człowieka. Cała na biało i limonkowo z szklanymi szafkami i wielkim okrągłym stołem na środku.

Podeszłam do jednej z szafek, wyciągnęłam z niej mój ulubiony kubek z myszką miki, dostałyśmy taki same z moją siostrą na 11 urodziny, zawsze stoją obok siebie, nalałam sobie do niego wody i wyszłam z kuchni.

Żeby dojść do swojego pokoju musiałam przejść przez praktycznie cały dom, a mały to on nie jest. Moi rodzice obecnie mają manie na „im większe tym lepsze”, całe szczęście, że przynajmniej jest on parterowy. Idąc wzdłuż korytarza mijałam po kolei kolejne pokoje. Pokój dzienny, gabinet taty, gabinet mamy, kino domowe, mała łazienkę, dużą łazienkę, ale moją największą uwagę zwrócił jeden pokój, mieszkamy tutaj od jakiś 2 tygodni, i on jako jedyny nie jest jeszcze skończony, ale teraz najbardziej potrzebuje do niego wejść.

Zawsze gdy chciałam być sama, albo jakaś myśl nie dawała mi spokoju to przychodziłam do sali muzycznej, siadałam przy fortepianie i grałam swoje ulubione piosenki. Zostało, aż do teraz. Nie mogłam z tego korzystać od jakiegoś miesiąca, najpierw przeprowadzka z jednego domu do drugiego, potem remont pokoju.

Przeszłam obok fortepianu, jedną ręką lekko muskając grzbiet instrumentu, usiadłam na krześle i uniosłam pokrywę nad klawiszami. Delikatnie naciskałam, po kolei każdy klawisz, najpierw lekko, później z odrobinę większą siłą. Już zapomniałam jaką to przyjemność sprawiało moim uszom usłyszenie choć jednego takiego dźwięku.

Zaczęłam grać pierwszą piosenkę jaka przyszła mi na myśl. „How it ends” Beth Crowley.
Wykonywałam ją już jakieś milion razy, ale za każdym budzi ona we mnie inne uczucia.


There's a darkness that plays behind your wicked smile
An aching sadness as you cradle me like I'm a child
This is madness
We're descending into madness*


Teraz jedynym uczuciem jakie czułam była tęsknota. Tęsknota za dawnym życiem, za dawną mną, za dawną rzeczywistością. Obecny czas jest jak ciemność. Wszechobecna i cicha, aż do szaleństwa. Ogarnia cię nagle i nie chcę odejść. Dalej czuję się jak w śpiączce. Niby żyjesz, ale jednak nie.

And it chills me to the bone
Even when you're gone I'm not alone
I'm never alone**

Targana uczuciami zaczęłam grać coś czego wcześniej nie grałam, coś czego nawet nie znałam. Dałam się ponieść emocją. Grałam coraz szybciej i coraz mocniej. Było to jak wyścig, wyścig z własnymi wspomnieniami. Próbujesz uciec, ale wiesz, że nie dasz rady. Jednak dalej próbujesz, nie poddajesz się, już prawie ci się udaje i nagle wszystko wraca ze zdwojoną siłą.

I już nie wytrzymujesz.
Uderzyłam dłońmi w klawisze, wydały one przeraźliwy dźwięk, który rozniósł się po całym pokoju.

Siedziałam wpatrzona w dal, aż do momentu gdy nastała idealna cisza. Zakłócił ją jednak jakiś szmer. Zwróciłam głowę w tamtą stronę i zauważyłam, że ktoś stoi oparty o framugę drzwi. Ktoś wysoki, przystojny i dobrze zbudowany.


- Pięknie grasz, wiesz.

******************************************************************************
*Jest tam ciemność, która gra za twoim nikczemnym uśmiechem.
Ból, smutek jakim kołysałeś mnie jak byłam dzieckiem.
To szaleństwo.
Popadamy w szaleństwo

**I te dreszcze przeszywające mnie do szpiku kości
Nawet gdy cię nie ma, nie jestem sama.
Nigdy nie jestem sama


Tak więc jest już 2 rozdział mam nadzieję, że się spodoba. Za komentarze z góry dziękuję <3

niedziela, 28 września 2014

1. "Roxi."

1 września

Dzisiaj rozpoczyna się nowy etap w moim życiu. Nie wiem jak będzie on wyglądał, ale na pewno nie będzie taki sam jak poprzedni.

Siedziałam pod drzwiami gabinetu dyrektora. Moja mama od co najmniej półgodziny przebywała w jego wnętrzu, a ja zdążyłam przeczytać już wszystkie ulotki znajdujące się w poczekalni.

Sekretarka co kilka minut posyłała mi ciekawskie spojrzenia, przez pierwsze 15 minut udawało mi się je ignorować, ale teraz zaczynały mnie już denerwować. Na szczęście nie musiałam tego dłużej znosić, bo drzwi gabinetu otwarły się z głośnym skrzypieniem i stanął w nich nie kto inny jak sam dyrektor Swan. Był to wysoki mężczyzna ogolony na łyso z lekkim trzydniowym zarostem. Bardziej przypominał jakiegoś strongmena niż dyrektora liceum.

Za nim w drzwiach pojawiła się moja mama, uśmiechnęła się do mnie uspokajająco i ruszyła za dyrektorem, który bez żadnego słowa szedł w stronę drzwi na korytarz.
Zarzuciłam swój plecak na ramię i powędrowałam za nimi. Szliśmy w milczeniu, aż dotarliśmy do drzwi z napisem „pracownia historyczna” .

Czyli teraz mam historię, o jak się cieszę.

Dyrektor Swan wyciągnął w moją stronę dłoń z kartką papieru w ręce.
- To jest twój obecny plan lekcji, gdybyś nie wiedziała gdzie znajdują się jaki klasy to możesz przyjść do sekretariatu i zapytać o to panią Cambel. Ale słyszałem od twojej mamy, że jesteś bystrą dziewczyną, więc myśle, że szybko odnajdziesz się w naszej szkole.

Wyjęłam z dłoni dyrektora plan i nawet na niego nie patrząc, wsunęłam go to kieszeni spodni.
Ostatni raz spojrzałam w stronę mojej mamy i weszłam za dyrektorem do klasy. Teraz jestem skazana tylko na siebie.

***


- Dobrze dziewczęta to na rozgrzewkę przebiegnijcie po 2 okrążenia. - Poinformowała nas wuefistka, po czym otworzyła dziennik i nie zwracała już na nas uwagi.
Ruszyłam za pozostałymi dziewczynami po bieżni i starałam się nie rozglądać, ale długo tak nie wytrzymałam.

Wypatrywałam wszystkich szczegółów i porównywałam je do swojej starej szkoły. Tutaj boisko do piłki nożnej miało starą, zgniłą trawę, a tam była ona świeża i zadbana. Tutaj na trybunach było więcej śmieci niż na wysypisku, tam były one w idealnym stanie. Tutaj co chwilę dało się słyszeć jakieś krzyki, piski i przekleństwa, tam jedynym dźwiękiem był odgłos gwizdka, któregoś z nauczycieli wf'u. Tutaj wszystko jest inne, łącznie ze mną. Już nie jestem tą sama osobą, którą byłam kiedyś i nigdy już nie będę.

-Hej dziewczyny, zakręcicie trochę dla nas tyłeczkiem? - Usłyszałam krzyki jakiegoś chłopaka, kiedy przebiegałyśmy obok boiska do siatkówki. Towarzyszyło im też kilka gwizdów, a gdy jedna z dziewczyn pokazała im fuck'a, zwyzywali ją od suk i jeszcze innych wyzwisk, których nie do końca usłyszałam.

Gdy już przebiegłyśmy dwa okrążenia, bez dodatkowych atrakcji, pani gdzieś zniknęła, więc każdy robił co chciał.
Ja usiadłam sobie na trawie i obserwowałam grupę chłopaków grających w nogę, a konkretnie jednego chłopaka. Przystojnego bruneta z całkiem nieźle zbudowanym ciałem. Mięśnie na jego brzuchu można było zobaczyć nawet przez koszulkę.

- To Nicholas Molier. Kapitan szkolnej drużyny i obiekt westchnień połowy dziewczyn w tej szkole, czasami nawet chłopaków. - Powiedziała dziewczyna z burzą jasnych loków na głowie, która nie mam pojęcia kiedy się do mnie dosiadła. - A tak poza tym to jetem Roxi. Ty jesteś nowa prawda?

Wydaje się miła. I kogoś mi przypomina. Mają nawet taki sam uśmiech, piękny, szczery i niewinny.
Szkoda tylko, że nigdy nie będą miały okazji się spotkać.


- Tak. Nazywam się Hope.

*********************************************************************************
Tak więc o to jest pierwszy rozdział. 
Rozdziały będą dodawane w różnych terminach, ponieważ jestem tylko człowiekiem nie robotem. 
Dziękuję za poświecenie swojego czasu na przeczytanie, tego co piszę, a jeszcze bardziej będę dziękować za skomentowanie tego :)
Dziękuję za uwagę i dobranoc wszystkim. 

wtorek, 23 września 2014

Prolog



Cisza i ciemność.
Tylko te dwie rzeczy,
codziennie,
bez przerwy.
Słyszę ich głosy,
ale nie mogę im odpowiedzieć.
Czuję ich dotyk,
ale nie mogę go odwzajemnić.
Cisza i ciemność.
Codziennie.
Bez przerwy.



Hope Blake