Nagle
otworzyłam oczy i wciągnęłam powietrze przez usta z głośnym
świstem. Jedyne co widziałam to jedna, wielka jasna plama nad moją
głową, ale nawet nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Od czasu
wypadku mam ten sam beznadziejny sen i dalej męczy mnie tylko jedno
pytanie. Na które niestety, ale nikt nie potrafi mi odpowiedzieć.
Gdy
moje oczy przyzwyczaiły się już do światła, a w głowie
przestały mi walić armaty, rozpoczęłam poszukiwania mojego
telefonu. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że jest on w
plecaku. A ostatni raz plecak miałam na sobie gdy Abu rzucił się
na mnie przy drzwiach.
Czas
na wędrówkę ludu do holu.
Lubie
mój dom i w ogóle, ale czasami mnie on przeraża. Moim skromnym
zdaniem jest on cholernie za wielki jak na 3 osoby, no i oczywiście
psa Nadawał by się na kręcenie horroru, dziewczyna siedzi sama w
domu, gdy słyszy jakieś dźwięki dobiegające z innego pokoju chce
iść to sprawdzić i...
-
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. - Pisnęłam ponieważ coś dotknęło mojego
ramienia, ale gdy odwróciłam się z myślą, że stoi za mną jakiś
bezgłowy zombie, zobaczyłam moją mamą.
Wybuchłam
niepohamowanym śmiechem z własnej głupoty, który po chwili
udzielił się również mojej mamie. A to z kolei ściągnęło
uwagę Abu, który zaczął biegać wkoło nas szczekając i wyjąc.
Czasami zastanawiam się nad tym czy pies może mieć ADHD, bo jeśli
tak to Abu jest na to idealnym przykładem.
-
Jak dobrze widzieć cię w takim humorze, skarbie. – Powiedziała
mama, gdy już się uspokoiliśmy, czytaj, gdy Abu przestał tarzać
się po ziemi.
Uśmiechnęłam
się tylko do niej i poszłam po plecak. Chciałabym być dla
rodziców wsparciem i nareszcie zacząć się zachowywać jak
normalna 17-latka, ale niestety przeszłość nie chce mi na to
pozwolić. Zdarzają się takie chwile jak teraz, że jestem
szczęśliwa, ale nie trwają one długo. Ponieważ, widzę wtedy
uśmiechniętą Sophie, a zaraz potem jej bladą twarz, zamknięte
oczy i sine usta, przez które nie wyjdzie już żadne słowo.
Potrząsnęłam
głową w nadziei, że obraz mojej siostry zniknie, ale on dalej się
utrzymywał. Biegiem pokonałam cały korytarz i wbiegłam do swojego
pokoju. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam zeszyt z pierwszej
szuflady.
Przez
kilka sekund wpatrywałam się w tak dobrze znaną mi okładkę.
Samotne drzewo bez liści, wyrastające z wody.
Usiadłam
na fotelu w koncie pokoju i otworzyłam zeszyt w miejscu zaznaczonym
długopisem. Myślałam o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło i
zaczęłam pisać kolejny tekst, który nigdy nie ujrzy światła
dziennego. Niektórzy ludzie prowadzą pamiętnik, a ja również się
do nich zaliczam. Tylko, że ja nie piszę jakiś banalnych tekstów
o tym co ciekawego dzisiaj robiłam.
Ja
piszę wiersze. A raczej próbuję. Ale najczęściej piszę tekstu
do których układam później melodię. Kocham grać na pianinie i
kocham pisać, a połączenie tych dwóch rzeczy to pierwszy krok do
nieba.
Ale
nie mogłam się skupić. Zwykle gdy było mi ciężko, to było moje
drugie ukojenie, ale nawet dzisiaj nie pomagało. Wściekła rzuciłam
zeszyt na ziemię, a on zamiast się zamknąć, otworzył się na
jakieś stronie w połowie. Nie chciałam sprawdzać co na niej
pisze, ale ciekawość wygrała. Przyklękłam przy nim i wystarczyło
jedno zdanie, żeby moje samopoczucie z smutnego, zmieniło się w
zrozpaczone.
„Kocham
Cię siostrzyczko.
Sophie”
Dotknęłam
palcami napisu, a obok mojej ręki pojawiła się mała, mokra
kropka. Drugą dłonią wytarłam oczy, żeby nie zalać całego
zeszytu, ale to i tak za wiele nie dało. Klęczałam tak wpatrzona w
tą stronę, że nie usłyszałam kiedy coś usiadło obok mnie.
Spojrzałam
na Abu, który trącił nosem moje ramię, po czym wcisnął się pod
nie tak, że teraz leżał w połowie na moich nogach. Przytuliłam
się z całej siły do niego i płakałam w jego miękkie futro.
Nowofundlandy
same w sobie są dużymi psami, ale Abu to już zupełny kolos.
Przynajmniej dobrze się go obejmuje, ale najgorzej jest gdy wchodzi
ci w nocy do łóżka, zajmuje ponad połowe twojego miejsca, a
czasami możesz obudzić się na ziemi.
Gdy
już moje oczy wyschły całkowicie, podniosłam się i pogłaskałam
Abu po głowę. Ten odwrócił pysk w moją stronę, i tym swoim
wielkim językiem pojechał mi po całej twarzy. Zaczęłam się
śmieć i zrzuciłam go z swoich nóg, w związku z czym usłyszałam
przeciągły jęk. Pozbierałam się z podłogi i poszłam do
łazienki.
Przecież
jutro znowu powrót do piekła, zwanego szkołą.
***
-
A
i
radzę ci uważać na woźnego, podobno siedział w więzieniu, za
pobicie jakiegoś dzieciaka. - Siedziałam razem z Roxi w szkolnej
stołówce, a jej ani na chwilę nie zamykały się usta. - Fuuu. Co
one dały do tej sałatki.
Nie
żeby mi to przeszkadzało, przynajmniej ja nie musiałam dużo
mówić.
-
A
widziałaś ten nowy film z Angeliną Jolie …
Starałam
się ją słuchać, ale przypomniały mi się wczorajsze słowa
Nicholasa.
„Może
i nasza szkoła jest ogromna, ale jeśli pojawia się ktoś nowy, ta
wieść szybko się rozchodzi”
Cały
czas miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, zaczynam
popadać w obsesje.
Ukradkiem
zerkałam na ludzi siedzących przy stolikach. Często w książkach
w takich sytuacjach
jest podział ludzi na różne grupy, ale tutaj albo tego nie ma,
albo po prostu nie rzuca to się tak w oczy. Jedyne co dało się
odróżnić to stolik przy których siedzieli przystojni i
wysportowani chłopcy w czarno-czerwonych bejsbolówkach, szkolna
drużyna.
A
wśród nich nie kto inny jak Nicholas, który patrzył w jakiś
punkt obok mnie.
Nie
poprawka patrzył prosto na mnie, a gdy tylko spostrzegł mój wzrok,
uniósł lekko dłoń i mi pomachał.
Tak,
Nicholas Molier mi pomachał.
Żeby
ukryć moje zakłopotanie udałam, że bardzo zaciekawiło mnie moje
drugie śniadanie. Jakaś
zielona sałata, rzodkiewka i kawałki kurczaka. Brzmi całkiem
apetycznie, ale wygląd tego mówi sam za siebie. Odsunęłam od
siebie tace w nadziei, że to pomoże powstrzymać odruch wymiotny.
Lekcja na przyszłość, przynosić własne jedzenie. Nie kupować
tego w szkole.
Gdy
znowu popatrzyłam w to miejsce, gdzie przed chwilą był Nicholas, z
radością stwierdziłam, że go tam nie ma. Już chciałam odetchnąć
z ulgą, gdy...
-
Witaj Hope. - … usłyszałam jego głos obok siebie.
Teraz
stał jakieś pół metra ode mnie i uśmiechał się do mnie tym
jego „uroczym” sposobem.
Głęboko
zaczerpnęłam powietrze i próbowałam uspokoić bicie serca.
-
Cześć. - Powiedziałam starając się ukryć mój drżący głos. -
Przepraszam, ale mamy teraz lekcję i musimy już iść.
Wykonałam
delikatny gest głową,
w stronę drzwi, a Roxi
od
razu zrozumiała o co mi chodzi. Stałyśmy prawie równocześnie i
wzięłyśmy swoje plecaki w jedną rękę,
w w drugą tace z tym okropnym jedzeniem.
-
Tak musimy już iść.
Minęłam
Nicholasa bez słowa, nie chciałam nawet patrzeć mu w oczy i
wyszłam ze stołówki, odkładając wcześniej tacę na wyznaczone
miejsce.
Gdy
już znalazłam się wystarczająco daleko od niego mój oddech
trochę się uspokoił.
-
Dobra,
a teraz takie małe pytanko. Co to do cholery było?!
Roxi
stała naprzeciwko mnie wyraźnie niezadowolona z sytuacji, w której
miała okazję poznać Nicholasa, ale dzięki mnie jej się to nie
udało.
To
teraz od czego zacząć.
Powiedziałam
jej skróconą wersję mojego życia w ciągu ostatniego roku łącznie z tym co wydarzyło się wczoraj w moim domu. Z małym pominięciem Sophie.
-
Czyli, że najprzystojniejszy chłopak w całej szkole, pracuje u
ciebie. - Zapytała po chwili Roxi. - Ale boskoo!
******************************************************************************
Witam, witam, witam.
O to kolejny rozdział "Hope" Zapraszam do czytania.
Kochana świetnie piszesz i przestań myśleć, że tak nie jest. Rozdział jest świetny jak i całe opowiadanie, więc przestań głupoty gadać... Kocham cię i wiesz, że późno komentuje tylko dlatego, że moja pamięć jest dobra ale krótka <3
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekać kolejnego ^^ mam nadzieje ze długo nie bedzie trzeba czekać. Swietnie piszesz :3 rób tak dalej kochana <3
OdpowiedzUsuń