Przekręciła
kluczyk w zamku i usłyszałam typowy dla tej czynności strzał.
Powoli otworzyłam drzwi, żeby nie wydały żadnego dźwięku, ale
to i tak nic nie dało, bo nawet nie zdążyłam wejść do środka,
a coś wielkiego i kudłatego rzuciło się prosto na mnie.
Jestem
do tego już tak przyzwyczajona, że nauczyłam się siadać na
podłodze w prędkości światła , bez obolałego później tyłka.
Siedząc byłam mniej więcej na poziomie brody mojego psa i dzięki
temu zostałam obdarzona kropelkami śliny na mojej twarzy i
koszulce.
Podrapałam
go za uchem, pozbierałam się z podłogi i ruszyłam w stronę
kuchni z Abu przy nodze. Kuchnia była chyba jedynym miejscem w
naszym domu, w którym były jakiekolwiek ślady obecności
człowieka. Cała na biało i limonkowo z szklanymi szafkami i
wielkim okrągłym stołem na środku.
Podeszłam
do jednej z szafek, wyciągnęłam z niej mój ulubiony kubek z
myszką miki, dostałyśmy taki same z moją siostrą na 11 urodziny,
zawsze stoją obok siebie, nalałam sobie do niego wody i wyszłam z
kuchni.
Żeby
dojść do swojego pokoju musiałam przejść przez praktycznie cały
dom, a mały to on nie jest. Moi rodzice obecnie mają manie na „im
większe tym lepsze”, całe szczęście, że przynajmniej jest on
parterowy. Idąc wzdłuż korytarza mijałam po kolei kolejne
pokoje. Pokój dzienny, gabinet taty, gabinet mamy, kino domowe, mała
łazienkę, dużą łazienkę, ale moją największą uwagę zwrócił
jeden pokój, mieszkamy tutaj od jakiś 2 tygodni, i on jako jedyny
nie jest jeszcze skończony, ale teraz najbardziej potrzebuje do
niego wejść.
Zawsze
gdy chciałam być sama, albo jakaś myśl nie dawała mi spokoju to
przychodziłam do sali muzycznej, siadałam przy fortepianie i grałam
swoje ulubione piosenki. Zostało, aż do teraz. Nie mogłam z tego
korzystać od jakiegoś miesiąca, najpierw przeprowadzka z jednego
domu do drugiego, potem remont pokoju.
Przeszłam
obok fortepianu, jedną ręką lekko muskając grzbiet instrumentu,
usiadłam na krześle i uniosłam pokrywę nad klawiszami. Delikatnie
naciskałam, po kolei każdy klawisz, najpierw lekko, później z
odrobinę większą siłą. Już zapomniałam jaką to przyjemność
sprawiało moim uszom usłyszenie choć jednego takiego dźwięku.
Zaczęłam
grać pierwszą piosenkę jaka przyszła mi na myśl. „How it
ends” Beth Crowley.
Wykonywałam
ją już jakieś milion razy, ale za każdym budzi ona we mnie inne
uczucia.
There's
a darkness that plays behind your wicked smile
An aching sadness as you cradle me like I'm a child
This is madness
We're descending into madness*
An aching sadness as you cradle me like I'm a child
This is madness
We're descending into madness*
Teraz
jedynym uczuciem jakie czułam była tęsknota. Tęsknota za dawnym
życiem, za dawną mną, za dawną rzeczywistością. Obecny czas
jest jak ciemność. Wszechobecna i cicha, aż do szaleństwa.
Ogarnia cię nagle i nie chcę odejść. Dalej czuję się jak w
śpiączce. Niby żyjesz, ale jednak nie.
And
it chills me to the bone
Even when you're gone I'm not alone
I'm never alone**
Even when you're gone I'm not alone
I'm never alone**
Targana
uczuciami zaczęłam grać coś czego wcześniej nie grałam, coś
czego nawet nie znałam. Dałam się ponieść emocją. Grałam coraz
szybciej i coraz mocniej. Było to jak wyścig, wyścig z własnymi
wspomnieniami. Próbujesz uciec, ale wiesz, że nie dasz rady. Jednak
dalej próbujesz, nie poddajesz się, już prawie ci się udaje i
nagle wszystko wraca ze zdwojoną siłą.
I
już nie wytrzymujesz.
Uderzyłam
dłońmi w klawisze, wydały one przeraźliwy dźwięk, który
rozniósł się po całym pokoju.
Siedziałam
wpatrzona w dal, aż do momentu gdy nastała idealna cisza. Zakłócił
ją jednak jakiś szmer. Zwróciłam głowę w tamtą stronę i
zauważyłam, że ktoś stoi oparty o framugę drzwi. Ktoś wysoki,
przystojny i dobrze zbudowany.
-
Pięknie grasz, wiesz.
******************************************************************************
*Jest tam ciemność, która gra za twoim nikczemnym uśmiechem.
Ból, smutek jakim kołysałeś mnie jak byłam dzieckiem.
To szaleństwo.
Popadamy w szaleństwo
Ból, smutek jakim kołysałeś mnie jak byłam dzieckiem.
To szaleństwo.
Popadamy w szaleństwo
**I te dreszcze przeszywające mnie do szpiku kości
Nawet gdy cię nie ma, nie jestem sama.Nigdy nie jestem sama
Tak więc jest już 2 rozdział mam nadzieję, że się spodoba. Za komentarze z góry dziękuję <3
Boskie<3
OdpowiedzUsuńCzekam ze zniecierpliwieniem na następny :3
OdpowiedzUsuń<3 Moja blogerka, którą stworzyłam ;**
OdpowiedzUsuńNo, no! Ciekawie piszesz :D Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńhttp://los-i-metek.blogspot.com/
Wygląd bloga zrobił na mnie duże wrażenie. Świetny jest!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak piszesz, oby tak dalej ;)
Pozdrawiam, http://mojswiat9893.blogspot.com
Boziu kiedy następne? <3
OdpowiedzUsuń