wtorek, 13 stycznia 2015

6. "Dziękuję"

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


Poniedziałek. 8 września

Ze snu w drastyczny sposób obudził mnie mój kochany budzik, gdyby nie to że jest nim mój telefon, już dawno wylądował by on na drugim końcu pokoju.
Jak flegmatyczka zebrałam się z łóżka, podeszłam do szafy i przez 10 minut gapiłam się w jeden punkt przed sobą. Nie najlepiej kontaktuje rano.
Przetarłam oczy dłońmi i wyciągnęłam z szafy moje ulubione czarne jeansy, czarną koszulkę z białą czaszką i na dopełnienie mojego stroju, przeszukawszy wszystkie półki, wyjęłam biały, puchowy, sweter do kolan. Nie ma on zamka, więc mam nadzieję, że nie ugotuję się dzisiaj w szkole.
Zamknęłam szafę i już trochę żywszym krokiem ruszyłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to oblałam sobie twarz zimną wodą. Najlepszy sposób na całkowite obudzenie się.
Skończyłam już moją poranną toaletkę, do której postanowiłam dzisiaj dodać lekki makijaż. Zwykle maluję tylko same rzęsy, co i tak rzadko się zdarza, ale teraz czas na zmiany. Dorobiłam jeszcze cienkie kreski eyelinerem i pomalowałam usta czerwonym błyszczykiem.

Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, gdy przekroczyłam próg kuchni był pyszny zapach.
- Zrobiłaś naleśniki! Mamo, kocham cię!
- Z nuttelą i cynamonem. - Mama zaśmiała się i postawiła talerz przed jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej.
W prędkości światła usiadłam na miejscy i wzięłam do ręki ciepły placek.
- Hope podwieźć cie do szkoły? - Zapytał tata, który właśnie wszedł do kuchni.
- Nie dzięki. Roxi po mnie przyjedzie.
Spojrzałam na zegarek, który wisiał na jednej ze ścian i prawie udusiłam się kawałkiem naleśnika, kiedy zdałam sobie sprawę, która jest godzina. Wybiegłam z kuchni, wpadłam do pokoju, zebrałam do torby (tak zamieniłam mój ukochany plecak na nową torbę) telefon i portfel, ubrałam moje czarne botki ze złotymi klamrami na grubym obcasie i wyszłam z domu, w tym samym momencie, kiedy Roxi podjechała pod mój dom.
Idealnie.

Przez całą drogę do szkoły Roxi rzucała mi podejrzana spojrzenia, a gdy podjechałyśmy na szkolny parking nie wytrzymałam.
- Masz twarz ubrudzoną czekoladą czy co?
Ta tylko na mnie popatrzyła i parsknęła śmiechem. Otwarłam szufladę z lusterkiem i przejrzałam się w nim bardzo dokładnie.
- Twoja twarz jest w porządku, może nawet bardziej niż w porządku. - Stwierdziła Roxi. - Masz makijaż i nie ubrałaś żadnej ze swoich workowatych bluz. Czyżby pan francuzik doszedł do pierwszej bazy w weekend?
Posłałam jej moje najbardziej gniewne spojrzenie i wysiadłam z auta. Nie odeszłam daleko, gdy usłyszałam Roxi śpiewającą jakąś denną pioseneczkę.
- Nicholas i Hope zakochana para, siedzą na komi... - Szybko podeszłam do niej i zakryłam jej usta ręką.
- Cicho bądź. Do niczego między nami nie doszło. Postanowiłam tylko zmienić parę rzeczy w moim życiu i już.
Wzruszyłam teatralnie ramionami i uśmiechnęłam się uroczo. Roxi chyba się poddała, bo wzięła mnie pod ramię i razem ruszyłyśmy do szkoły. Oczywiście nie wspomniałam jej nic na temat naszego małego przytulania się u mnie w ogrodzie, ale to może kiedyś.

Lekcje jak lekcje nic ciekawego się nie działo, no może prócz tego, że na historii jakiś chłopak stwierdził, że Hitler był najlepszym przywódcą na świecie i cała klasa zaczęła się kłócić i wyzywać. Taka norma.

Roxi odwiozła mnie do domu i już chciałam wysiąść, ale jeszcze na chwilę zwróciłam się do niej.
- Śpieszysz się do domu?
- Nie, a co?
- To wysiadaj.
Na początku nie była przekonana co zamierzam, ale wyłączyła silnik i wysiadła. Ja zdążyłam dojść już do drzwi i przywołałam ją gestem dłoni.
- Tylko się nie wystrasz. - Powiedziałam i otworzyłam drzwi wejściowe.
Nie minęło nawet dziesięć sekund, a Abu dobiegł do drzwi i zaczął skakać po mnie i po Roxi. Byłam pewna, że pierwsza jej reakcja to będzie chęć ucieczki od tego kolosa, ale ona tylko usiadła na kolanach i zaczęła głaskać Abu za uchem.
Gdy już uwolniłyśmy się od mojego psa i ściągnęłyśmy buty, zaprowadziłam Roxi do mojego pokoju. Oczywiście droga ta zajęła nam jakieś 15 minut, ponieważ moja towarzyszka musiała przystanąć przy każdym zdjęciu zawieszonym na ścianie i podziwiać jak to ujęła „słodką, maleńką Hope”.

- Wow – To były pierwsze słowa Roxi, kiedy przekroczyła próg mojego kącika. - Twój pokój jest wielkości mojego salonu.
Zarumieniłam się trochę na myśl, że nawet duża łazienka jest większa od mojego pokoju. O tym na razie lepiej jej nie wspominać.
Roxi położyła swój plecak obok mojego biurka i z dramatyzmem położyła się na łóżko.
- Jedna uwaga, na pewno umrzecie. - Zacytowała jeden z cytatów na suficie – Uum, uroczo.
Zaśmiałam się i położyłam od drugiej strony, tak że nasze głowy były na tej samej wysokości, ale nogi zwisały po przeciwnych stronach. I w takiej pozycji spędziłyśmy kolejne pół godziny na rozmawianiu o wszystkim co przyszło nam na myśl.
Leżałybyśmy pewnie tak jeszcze dużo dłużej, ale ktoś wszedł do domu i Roxi stwierdziła, że chce poznać moich rodziców.
Bardzo małe było nasze zdziwienie kiedy przy drzwiach nie spotkałyśmy moich rodziców, tylko Nicholasa, naprawdę bardzo małe. A fakt, że był on w samej bokserce nie polepszał sytuacji.
Kiedy nas zauważył, już otwierał usta, żeby się pewnie przywitać, ale zatrzymał wzrok na mnie i spoczął bez ruchu. Uniosłam zdziwiona brwi i Nicholas lekko się otrząsnąwszy, drugi raz podszedł do próby powiedzenia czegoś.
- Ty jesteś ładnie ubrana? Coś nie tak?
- Czy tak ciężko uwierzyć w to, że mam w szafie inne ubrania niż same bluzy? - Rzuciłam wkurzona. A kiedy oboje przytaknęli załamałam ręce i westchnęłam.

- No już spokojnie.- Powiedział słodko Nicholas. - Chodź coś ci pokażę.
Uśmiechnął się chytrze i wystawił do mnie dłoń, ale ja zamiast ją przyjąć powiedziałam tylko „prowadź”.
Chłopak opuścił rękę i przeszedł obok mnie prowadząc w głąb domu. Roxi rzuciła mi spojrzenie typy „o co chodzi”, a ja tylko wzruszyłam ramionami i biorąc ją za rękę, pociągnęłam za Nicholasem.
Nicholas zatrzymał się przy drzwiach sali muzycznej i kazał nam zamknąć oczy. Gdy już zrobiłyśmy o co prosił usłyszałam skrzypienie zawiasów i poczułam dłoń chłopaka na moich plecach. Popchnął mnie lekko w stronę otwartych drzwi i po chwili byłam już na środku pomieszczenia.
- Możecie otworzyć.
Delikatnie rozchyliłam powieki i oniemiałam z zachwytu. Obróciłam się wokół własnej osi, żeby dokładniej widzieć cuda jakich można dokonać za pomocą pędzla i farby.
Ściany były pomalowane tak jak zaproponowałam, dwie na granatowo i dwie na szaro, ale do tego jeszcze na każdej były nuty, pięciolinie i fragmenty moich ukochanych piosenek. Całość wyglądała wspaniale ,wszystko do siebie pasowało, nie było tego za dużo ani za mało. A główny artysta tego dzieła stał kilka kroków za mną.
Odwróciłam się do niego i pokonawszy te kilka kroków, które nas dzieliły zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do jego piersi. Był dobre 10 centymetrów ode mnie wyższy i czułam się taka malutka w jego ramionach, ale równocześnie idealnie do niego pasując.
- Ooooo! Jesteście uroczy.
Poczułam lekkie drganie w jego piersi, kiedy zaśmiał się na słowa Roxi. Trochę rozluźniłam uścisk, żeby móc na niego spojrzeć i wyszeptałam bezgłośnie „dziękuję”. Nicholas uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czoło. Jedną rękę zdjęłam z jego szyi i wystawiłam ją do Roxi, ona podeszła do naszej dwójki i nas objęła.

Wtedy poczułam, że moje życie całkowicie wraca do normalności.

1 komentarz:

  1. Ojej jacy oni oni słodcy *,* świetny rozdział! Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń