CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Poniedziałek.
8 września
Ze
snu w drastyczny sposób obudził mnie mój kochany budzik, gdyby nie
to że jest nim mój telefon, już dawno wylądował by on na drugim
końcu pokoju.
Jak
flegmatyczka zebrałam się z łóżka, podeszłam do szafy i przez
10 minut gapiłam się w jeden punkt przed sobą. Nie najlepiej
kontaktuje rano.
Przetarłam
oczy dłońmi i wyciągnęłam z szafy moje ulubione czarne jeansy,
czarną koszulkę z białą czaszką i na dopełnienie mojego stroju,
przeszukawszy wszystkie półki, wyjęłam biały, puchowy, sweter do
kolan. Nie ma on zamka, więc mam nadzieję, że nie ugotuję się
dzisiaj w szkole.
Zamknęłam
szafę i już trochę żywszym krokiem ruszyłam do łazienki.
Pierwsze co zrobiłam to oblałam sobie twarz zimną wodą. Najlepszy
sposób na całkowite obudzenie się.
Skończyłam
już moją poranną toaletkę, do której postanowiłam dzisiaj dodać
lekki makijaż. Zwykle maluję tylko same rzęsy, co i tak rzadko się
zdarza, ale teraz czas na zmiany. Dorobiłam jeszcze cienkie kreski
eyelinerem i pomalowałam usta czerwonym błyszczykiem.
Pierwszą
rzeczą, która przykuła moją uwagę, gdy przekroczyłam próg
kuchni był pyszny zapach.
-
Zrobiłaś naleśniki! Mamo, kocham cię!
-
Z nuttelą i cynamonem. - Mama zaśmiała się i postawiła talerz
przed jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej.
W
prędkości światła usiadłam na miejscy i wzięłam do ręki
ciepły placek.
-
Hope podwieźć cie do szkoły? - Zapytał tata, który właśnie
wszedł do kuchni.
-
Nie dzięki. Roxi po mnie przyjedzie.
Spojrzałam
na zegarek, który wisiał na jednej ze ścian i prawie udusiłam się
kawałkiem naleśnika, kiedy zdałam sobie sprawę, która jest
godzina. Wybiegłam z kuchni, wpadłam do pokoju, zebrałam do torby
(tak zamieniłam mój ukochany plecak na nową torbę) telefon i
portfel, ubrałam moje czarne botki ze złotymi klamrami na grubym
obcasie i wyszłam z domu, w tym samym momencie, kiedy Roxi
podjechała pod mój dom.
Idealnie.
Przez
całą drogę do szkoły Roxi rzucała mi podejrzana spojrzenia, a
gdy podjechałyśmy na szkolny parking nie wytrzymałam.
-
Masz twarz ubrudzoną czekoladą czy co?
Ta
tylko na mnie popatrzyła i parsknęła śmiechem. Otwarłam szufladę
z lusterkiem i przejrzałam się w nim bardzo dokładnie.
-
Twoja twarz jest w porządku, może nawet bardziej niż w porządku.
- Stwierdziła Roxi. - Masz makijaż i nie ubrałaś żadnej ze
swoich workowatych bluz. Czyżby pan francuzik doszedł do pierwszej
bazy w weekend?
Posłałam
jej moje najbardziej gniewne spojrzenie i wysiadłam z auta. Nie
odeszłam daleko, gdy usłyszałam Roxi śpiewającą jakąś denną
pioseneczkę.
-
Nicholas i Hope zakochana para, siedzą na komi... - Szybko podeszłam
do niej i zakryłam jej usta ręką.
-
Cicho bądź. Do niczego między nami nie doszło. Postanowiłam
tylko zmienić parę rzeczy w moim życiu i już.
Wzruszyłam
teatralnie ramionami i uśmiechnęłam się uroczo. Roxi chyba się
poddała, bo wzięła mnie pod ramię i razem ruszyłyśmy do szkoły.
Oczywiście nie wspomniałam jej nic na temat naszego małego
przytulania się u mnie w ogrodzie, ale to może kiedyś.
Lekcje
jak lekcje nic ciekawego się nie działo, no może prócz tego, że
na historii jakiś chłopak stwierdził, że Hitler był najlepszym
przywódcą na świecie i cała klasa zaczęła się kłócić i
wyzywać. Taka norma.
Roxi
odwiozła mnie do domu i już chciałam wysiąść, ale jeszcze na
chwilę zwróciłam się do niej.
-
Śpieszysz się do domu?
-
Nie, a co?
-
To wysiadaj.
Na
początku nie była przekonana co zamierzam, ale wyłączyła silnik
i wysiadła. Ja zdążyłam dojść już do drzwi i przywołałam ją
gestem dłoni.
-
Tylko się nie wystrasz. - Powiedziałam i otworzyłam drzwi
wejściowe.
Nie
minęło nawet dziesięć sekund, a Abu dobiegł do drzwi i zaczął
skakać po mnie i po Roxi. Byłam pewna, że pierwsza jej reakcja to
będzie chęć ucieczki od tego kolosa, ale ona tylko usiadła na
kolanach i zaczęła głaskać Abu za uchem.
Gdy
już uwolniłyśmy się od mojego psa i ściągnęłyśmy buty,
zaprowadziłam Roxi do mojego pokoju. Oczywiście droga ta zajęła
nam jakieś 15 minut, ponieważ moja towarzyszka musiała przystanąć
przy każdym zdjęciu zawieszonym na ścianie i podziwiać jak to
ujęła „słodką, maleńką Hope”.
-
Wow – To były pierwsze słowa Roxi, kiedy przekroczyła próg
mojego kącika. - Twój pokój jest wielkości mojego salonu.
Zarumieniłam
się trochę na myśl, że nawet duża łazienka jest większa od
mojego pokoju. O tym na razie lepiej jej nie wspominać.
Roxi
położyła swój plecak obok mojego biurka i z dramatyzmem położyła
się na łóżko.
-
Jedna uwaga, na pewno umrzecie. - Zacytowała jeden z cytatów na
suficie – Uum, uroczo.
Zaśmiałam
się i położyłam od drugiej strony, tak że nasze głowy były na
tej samej wysokości, ale nogi zwisały po przeciwnych stronach. I w
takiej pozycji spędziłyśmy kolejne pół godziny na rozmawianiu o
wszystkim co przyszło nam na myśl.
Leżałybyśmy
pewnie tak jeszcze dużo dłużej, ale ktoś wszedł do domu i Roxi
stwierdziła, że chce poznać moich rodziców.
Bardzo
małe było nasze zdziwienie kiedy przy drzwiach nie spotkałyśmy
moich rodziców, tylko Nicholasa, naprawdę bardzo małe. A fakt, że
był on w samej bokserce nie polepszał sytuacji.
Kiedy
nas zauważył, już otwierał usta, żeby się pewnie przywitać,
ale zatrzymał wzrok na mnie i spoczął bez ruchu. Uniosłam
zdziwiona brwi i Nicholas lekko się otrząsnąwszy, drugi raz
podszedł do próby powiedzenia czegoś.
-
Ty jesteś ładnie ubrana? Coś nie tak?
-
Czy tak ciężko uwierzyć w to, że mam w szafie inne ubrania niż
same bluzy? - Rzuciłam wkurzona. A kiedy oboje przytaknęli
załamałam ręce i westchnęłam.
-
No już spokojnie.- Powiedział słodko Nicholas. - Chodź coś ci
pokażę.
Uśmiechnął
się chytrze i wystawił do mnie dłoń, ale ja zamiast ją przyjąć
powiedziałam tylko „prowadź”.
Chłopak
opuścił rękę i przeszedł obok mnie prowadząc w głąb domu.
Roxi rzuciła mi spojrzenie typy „o co chodzi”, a ja tylko
wzruszyłam ramionami i biorąc ją za rękę, pociągnęłam za
Nicholasem.
Nicholas
zatrzymał się przy drzwiach sali muzycznej i kazał nam zamknąć
oczy. Gdy już zrobiłyśmy o co prosił usłyszałam skrzypienie
zawiasów i poczułam dłoń chłopaka na moich plecach. Popchnął
mnie lekko w stronę otwartych drzwi i po chwili byłam już na
środku pomieszczenia.
-
Możecie otworzyć.
Delikatnie
rozchyliłam powieki i oniemiałam z zachwytu. Obróciłam się wokół
własnej osi, żeby dokładniej widzieć cuda jakich można dokonać
za pomocą pędzla i farby.
Ściany
były pomalowane tak jak zaproponowałam, dwie na granatowo i dwie na
szaro, ale do tego jeszcze na każdej były nuty, pięciolinie i
fragmenty moich ukochanych piosenek. Całość wyglądała wspaniale
,wszystko do siebie pasowało, nie było tego za dużo ani za mało.
A główny artysta tego dzieła stał kilka kroków za mną.
Odwróciłam
się do niego i pokonawszy te kilka kroków, które nas dzieliły
zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do jego piersi.
Był dobre 10 centymetrów ode mnie wyższy i czułam się taka
malutka w jego ramionach, ale równocześnie idealnie do niego
pasując.
-
Ooooo! Jesteście uroczy.
Poczułam
lekkie drganie w jego piersi, kiedy zaśmiał się na słowa Roxi.
Trochę rozluźniłam uścisk, żeby móc na niego spojrzeć i
wyszeptałam bezgłośnie „dziękuję”. Nicholas uśmiechnął
się do mnie i pocałował mnie w czoło. Jedną rękę zdjęłam z
jego szyi i wystawiłam ją do Roxi, ona podeszła do naszej dwójki
i nas objęła.
Wtedy
poczułam, że moje życie całkowicie wraca do normalności.