czwartek, 27 listopada 2014

5. "My happy, little pill"

Piątek 5 września


- Hope! Chodź do nas. - Usłyszałam krzyki mojej mamy, więc zamknęłam książkę i poszłam do sali muzycznej.
Mama, tata i Nicholas stali na środku wielkiego pokoju i dyskutowali o czymś z ożywieniem. Odchrząknęłam lekko, ale na tyle głośno, żeby ogłosić im, że już przyszłam.

- Oo. No to teraz kochanie powiedz nam jaki wolisz kolor ścian. Szary czy granatowy?

Rozejrzałam się dookoła i próbowałam wyobrazić sobie jak by wyglądały obydwie propozycje. Granatowy nadałby bardziej ponury nastrój temu wnętrzu, za to szary mógłby być trochę za nijaki. Więc...
- Na pół. - Odpowiedziałam po chwili namysłu, ale gdy zauważyłam zdziwione spojrzenia moich towarzyszy, dodałam. - Chodzi mi o to, że dwie ściany będą na granatowo, a dwie na szaro. Dzięki temu nie trzeba się tyle zastanawiać nad tym, który kolor wybrać, a pokój będzie miał bardziej różnorodny wystrój.

Rodzice od razu zgodzili się na mój pomysł, a Nicholas tylko stał i po prostu patrzył na mnie. Nie wiem czy z podziwem, czy z odrazą, bo jeszcze nie do końca potrafię go rozszyfrować.

Uznałam, że to już wszystko, więc mogę wrócić do pokoju. Gdy byłam przy wyjściu z sali muzycznej usłyszałam jeszcze głos taty, który mówił, że teraz jadą po farbę i jak wrócą to zrobimy grilla w ogrodzie. Pokiwałam w odpowiedzi, głową i wyszłam uszczęśliwiona z powodu tego, że mogę już wrócić do przerwanego czytania jednej z najlepszych książek.

Jakąś godzinę później w czwórkę siedzieliśmy przy stole postawionym na środku ogrodu i wygrzewaliśmy się w ostatnich letnich promieniach słońca.
A czwartą osobą niestety nie jest Abu, chociaż on też gdzieś tam biegał po krzakach. Rodzice stwierdzili, że skoro Nicholas tak nam pomagał w remoncie to powinien zostań na kolacje.

Próbowałam nie zwracać na niego zbytnio uwagi, udawało mi się to przez cały tydzień w szkole, więc nie powinno być mi trudno.
Wszyscy kilka razy próbowali wciągnąć mnie do rozmowy, ale zawsze kończyło się na tym, że powiedziałam jedno słowo. Więc sobie odpuścili.

Znudzona już siedzeniem z nimi i wysłuchiwaniu ich poglądów na temat homoseksualistów, afroamerykanów i innych tego typu rzeczy (tak, moi rodzice nie mają normalnych tematów na rozmowy) odeszłam od stołu i poszłam na małą polankę na skraju ogrodu z każdej strony ogrodzoną drzewami, tylko z małą luką, żeby móc tam wejść.

Znalazłam ją pierwszego dnia przeprowadzki, potrzebowałam jakiegoś ciche miejsca, żeby zebrać myśli i tak trafiłam tutaj.

Nie ma tu za wiele miejsca, ale jedno z drzew ma na tyle wysokie gałęzie, że ze sznurka i deski zrobiłam huśtawkę. W końcu musiałam na czymś siedzieć, a ławka się tu nie zmieściła.

Gdy już zajęłam miejsce na zimnym drewnie, wyciągnęłam telefon i słuchawki z kieszenie, które od dość długiego czasu zawsze noszę przy sobie.

Piosenka Down Jasona Walkera popłynęła ze słuchawek prosto do moich uszu, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Lekko bujałam się na huśtawce, wiatr rozwiewał mi włosy, a ja byłam w błogim stanie nieważkości, mój mózg nareszcie przestał pracować na pełnych obrotach. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwilę odprężenia.

Nie wiem jak długo siedziałam tak odgrodzona od całego świata, ale gdy otworzyłam oczy, natrafiły one na coś pięknego z niebieskim połyskiem.
- Błękitne jak niebo. - Powiedziałam szeptem. - Twoje oczy. Są piękne.

Nicholas siedział na ziemi przede mną, wysunął prawą rękę w moim kierunku i poczułam jak jego palce zaciskają się na moim biodrze. Zaczęłam zsuwać się z huśtawki i zanim zdążyłam zareagować już leżałam na nim, a nasze twarze dzieliły centymetry.
- A teraz coś równie niebieskiego. - Wyszeptał i przesunął mnie na bok, tak że teraz leżeliśmy obok siebie.

Wypuściłam powietrze z płuc, które wstrzymywałam odkąd dotknął mojego ciała. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

Przez kilka minut wpatrywaliśmy się w niebo, a ciszę między nami zagłuszała tylko muzyka z moich słuchawek. Nicholas podniósł dłoń, wyjął mi jedną z nich i włożył sobie do ucha.
- Straszne smutasy. - Stwierdził. - Daj telefon to włączymy coś lepszego.

Popatrzyłam na niego zdziwiona i lekko urażona, ale z czystej ciekawości podałam mu
urządzenie. Poklikał kilka razy i moja piosenka dobiegła końca, a kilka kliknięć później w słuchawce rozbrzmiała dziwna melodia i śpiew jakiegoś chłopaka.

In the crowd, alone.
Every second passing,
reminds me I'm not home.
Bright lights, city sounds
ringing like a drone.
Unknown, unknown.


Pierwsza zwrotka wcale nie była taka zła, druga tak samo, można by nawet powiedzieć, że całkiem całkiem jest ta piosenka. Ale myślałam tak tylko do początku refrenu. Gdy usłyszałam jego pierwsze słowa moje zdanie uległo lekkiej zmianie.


My happy little pill,
take me away,
dry my eyes,
bring colour to my skies,
my sweet little pill,
tame my hunger,
light within,
numb my skin.



Zdawszy sobie sprawę z tego, że chłopak śpiewa „moja szczęśliwa,mała pigułko”, i usłyszawszy obok Nicholasa śpiewającego razem z piosenkarzem, parsknęłam śmiechem. A gdy mój towarzysz gapienia się w niebo rzucił mi pełne nienawiści spojrzenie, które wyglądało bardziej jak szczeniak, który coś przeskrobał, mój poziom śmiechu osiągnął maksimum.

- Naprawdę tego słuchasz ? - Zapytał już trochę opanowawszy mój śmiech.

- Tak. - Odparł stanowczo Nicholas – Mam tego więcej. - I już zaczął wyszukiwać coś w moim telefonie.

Rzuciłam się na niego z zamiarem wyrwania mu telefonu, ale on był szybszy i zrobił unik tak, że teraz na skos leżałam na nim. A on zamiast się odsunąć to usiadł, oparł się łokciami o mój tyłek i uradowany bawił się na telefonie. Zwróciłam głowę w jego stronę i pokazałam mu język, na co Nicholas się tylko jeszcze szerzej uśmiechnął i klepnął mnie tam gdzie przed chwilą opierał łokcie.

- No to teraz nie żyjesz.

Podniosłam się szybko na kolana, wytrącając przy okazji mój telefon Nicholasowi. Wykorzystałam to, że chłopak był oszołomiony moim nagłym ruchem, powaliłam go na ziemię, usiadłam mu na brzuchu i przytrzymałam mu ręce za głową.

- O nie, tylko nie rób mi krzywdy. Proszę bądź dla mnie łaskawa. - Powiedział to tak melodramatycznym tonem, że nawet pomimo prób opanowania się, wybuchłam śmiechem i opuściłam głowę na jego ramię.

- Daję ci ułaskawienie. - Szepnęłam mu do ucha i się do niego przytuliłam. On wolnymi już rękami objął mnie w talii.

Leżeliśmy tak na ziemi wtuleni w siebie, a ja pierwszy raz od wypadku poczułam, że może mój świat choć trochę wróci na normalne tory.



*****************************************************************************
Cześć wszystkim!
I tak o to kolejny rozdział Hope, mam nadzieję, że nie zepsułam czegoś. 
Swoje zdanie o rozdziale możecie pisać na dole w komentarzach, będzie mi z tego powodu niezmiernie miło.
A tą piękną piosenkę którą włączył Nicholas znam od mojej kochanej przyjaciółki, dlatego chcę jej podziękować za to.